16 lutego 2016

Diabelski Gościniec [LestatxNicolas]

Tytuł: Diabelski Gościniec
Postacie: Lestat de Lioncourt / Nicolas de Lenfent
Seria: Vampire Chronicles   Status: zakończone
Typ: one-shot   Gatunek: smut / slash / POV
Ostrzeżenia: scena seksu   Ilość słów: 3280
A/N: Opowiadanie przeleżało u mnie prawie rok, co pewnie widać po stylu pisania. Dla rozwiania wątpliwości dodam, że imię "Lestat" czyta się bez ostatniej litery. Z dedykacją dla mojego seme. <3



Nicolas. Jakże pięknym imieniem odznaczał się ten młodzieniec! Ilekroć podążałem spojrzeniem za jego sylwetką, myślałem tylko o jednym: piękno. Tak... to słowo doskonale określało jego osobę. Pasowało idealnie do tego żwawego młodzieńca, podkreślając samym swoim istnieniem wszystkie zalety, jakie ten posiadał. Wręcz promieniował pięknem-- chociaż nie, wróć. Piękno zostało wymyślone, aby określać takie osoby jak on. Nie mogłem się napatrzeć na jego kasztanowe włosy, na ciemnobrązowe oczy, smukłą, niemalże kobiecą sylwetkę oraz śnieżnobiałą cerę. Był idealny. Liczący dwadzieścia wiosen chłopaczek z bogatej rodziny. Co prawda nie był już młodzieńcem, ale z drugiej strony do mężczyzny również trochę mu brakowało. Kiedy tylko go zobaczyłem, od razu zapłonąłem gorącą miłością. Czułem się przy nim jak niewinny młodziak, który ledwo co pojął definicję tego uczucia. Zupełnie jakbym dopiero przy nim uczył się kochać. Owa miłość dotykała mnie za każdym razem, gdy słyszałem jego imię. Nicolas. Czyż nie było ono szlachetne, ale i niewinne zarazem? Zupełnie jak drapieżny ptak, trzymany w złotej klatce w obawie przed krzywdą ze strony kogoś innego. Jednak najbardziej kochałem, kiedy młodzieniec grał na skrzypcach. Gdy wyciągał instrument z futerału, pierw przejeżdżał smukłymi palcami po smyczku. Robił to za każdym razem, a przynajmniej zawsze, kiedy byłem przy tym obecny. Później i ja nabyłem tego nawyku, za każdym razem mając obraz chłopaka pod powiekami. Następnie Nicki miał w zwyczaju dostrajać swój instrument. Do dzisiaj pamiętam ten błysk w jego oczach, który towarzyszył muzykowi w chwili, gdy kładł skrzypce na ramieniu. Delikatnie, wręcz z przesadną czułością, jakby brał w ramiona swojego jedynego syna. Natomiast gdy grał... ach, były to doprawdy cudowne chwile! Świat wirował, czas stawał w miejscu, coś pięknego! Oniemiały słuchacz mógł odnosić wrażenie, jakby cały świat składał się tylko z tej niezwykłej dwójki, ze skrzypka i z jego instrumentu. Muzyka, jaką tworzył młodzieniec, zdawała się niezwykle drapieżna i dzika. Nicki grywał melodie smutne oraz melodie płaczliwe, ale na swój sposób również dzikie. I chociaż nuty, które wydostawały się spod jego smyczka, były przepełnione wieloma emocjami, na twarzy skrzypka nie w sposób było doszukiwać się czegokolwiek. Gdy grał również był piękny. Kochałem jego imię, kochałem jego wygląd, kochałem jego muzykę, a nawet sposób w jaki się poruszał czy oddychał. Kochałem też jego głos. Ileż to razy spędzaliśmy długie wieczory, a czasem nawet i całe noce, na pogawędkach w naszym hotelowym pokoju! Ileż wina wtedy wypijaliśmy! Szczególnie tego jednego wieczoru...
***
W samo południe razem z Nickim ćwiczyliśmy role do dzisiejszego spektaklu. Mały teatrzyk w Du Temple, w którym pracowaliśmy zaczął się piąć na wyżyny popularności równie szybko, jak nasze pozycje na scenie. Pomyśleć, że jeszcze miesiąc temu obaj nosiliśmy puder i peruki dla innych aktorów, a teraz sami stanowimy znaczącą część ich trupy! Wszystko przychodziło nam zadziwiająco łatwo od naszej decyzji o ucieczce do Francji. Wreszcie nadszedł dzień premiery. Stałem razem z Nicolasem za kulisami, czekając na tą szczególną chwilę, jaką było wyjście na scenę. Wszędzie było czuć zapach wosku oraz pudru i innych kosmetyków. Spojrzałem na mojego towarzysza z lekkim uśmiechem na ustach - oboje byliśmy w pełnych strojach oraz z ciężkimi perukami na głowach. Nasze twarze przykrywała gruba warstwa białego pudru, a oczy dodatkowo podkreślono nam węglem. Kochałem teatr. Kochałem teatr i wszystko, co ze sobą niósł. Był... w pewien sposób magiczny. Dzięki tej scenie, tej kurtynie i tej widowni, zapominałem kim jestem naprawdę. Raz grałem energicznego Merkucja, raz walecznego Adonisa, ale nigdy Lestat. Granie dla publiczności pozwalało mi odpocząć od jego postaci chociaż na chwilę. Gdy skończyłem o tym myśleć, do moich uszu dobiegł fragment scenariusza, zapowiadający nasze wejście na scenę. Postąpiłem krok na przód, rozpychając ciężką, czerwoną kurtynę - wyraźnie czułem jak szybko w tym momencie bije moje serce. Materiał powoli się rozsunął, a ja zobaczyłem tysiące ust, zamarłych w zachwycie, tysiące oczu, pochłaniających nasze wcielenia oraz tysiące rąk, które tylko czekają na moment, w którym będą mogły bić brawo i rzucać kwiaty na scenę. Nicolas szedł ze mną ramię w ramię. Brat przy bracie, dusza przy duszy, para aktorów i para kochanków. To byliśmy prawdziwi my. Moja gra aktorska i muzyka Nicolasa, mój śpiew i jego taniec. Idealnie się dopełnialiśmy. Można było nawet zaryzykować stwierdzeniem. że nie istnieliśmy bez siebie. Razem tworzyliśmy sztukę, ale osobno już nie. Zostaliśmy stworzeni... wręcz urodziliśmy się po to, aby tu i teraz stać na scenie i zabawiać publiczność całym sercem. Gdy sztuka dobiegła do ostatniego aktu, owacjom nie było końca. Panowie bili brawo na stojąco, panie wzruszone ocierały łzy jedwabnymi chusteczkami, na scenę sypały się potoki czerwonych róż i innych kwiatów. Byłem taki szczęśliwy, ściskając podekscytowaną rękę Nickiego! Później miał miejsce uroczysty bankiet na cześć autora spektaklu, jednak zaszczyt uczestnictwa w tej zabawie postanowiliśmy już sobie odpuścić. Szybko zrzuciliśmy z siebie aktorskie stroje oraz peruki i w samych koszulach pobiegliśmy w stronę pokoju, który organizator hotelu zaoferował nam na tę noc. Gdy przemierzaliśmy korytarz, nie obyło się bez zwrócenia na siebie uwagi. Z resztą jakiż człowiek nie obejrzał by się za dwójką młodzieńców, biegnących bez obuwia, z rozmazanym makijażem scenicznym oraz wyśpiewujących stare francuskie piosenki? Ganialiśmy się, byliśmy jak dzieciaki, uciekające z miejsca, w którym nabroiły. Ciągaliśmy się za włosy, zdzierając sobie gardła od śpiewu. Kosmyki Nickiego były takie przyjemne w dotyku... Idealnie wyglądały między moimi palcami. Do pokoju hotelowego wpadliśmy niczym jedenasta plaga egipska. Już w samym progu potknęliśmy się o dywan i runęliśmy na podłogę jak dłudzy, przy czym nasz śmiech od razu wypełnił pomieszczenie. Zachowywaliśmy się jak pijani, chociaż nasze wargi nie zaznały jeszcze cierpkiego wytrawnego wina, które stało na stoliku. Drzwi za nami zamknęły się z cichym skrzypnięciem, więżąc nasze śmiechy wewnątrz pokoju. Z tego, że leżymy na podłodze zdałem sobie sprawę dopiero po chwili. Zepchnąłem Nickiego z siebie, szybko stając na własnych nogach. Nasze oddechy były przyspieszone, nasze policzki rumiane, a nasze oczy lśniły niebezpiecznym blaskiem. Byliśmy młodzi, byliśmy piękni, zapadająca noc należała do nas. Pragnąc dalszych psot, niczym mały chłopiec pociągnąłem za błękitną wstążkę, która wiązała włosy Nicolasa. Brązowe loki bezwładnie opadły mu na ramiona, za to ich właściciel rzucił się za mną w pogoń, zanosząc się śmiechem. Uciekałem, machając wstążką prosto przed jego nosem. Potykałem się o własne nogi, skakałem po meblach, unikałem naszych bagaży, porozrzucanych na podłodze. Moje ciało samo odbierało sygnały, zachęcając do tej dziecięcej zabawy. Nie patrzyłem dokąd biegnę - poruszałem się niemalże instynktownie. Jednak w pewnej chwili moja czujność osłabła, a Nicki, wykorzystując tę nieuwagę, popchnął mnie w klatkę piersiową, łapiąc w tym samym czasie za końcówkę wstążki. Poleciałem do tyłu i chyba tylko siła boża sprawiła, że za moimi plecami stało hotelowe łoże. Kiedy dotknąłem plecami chłodnej satyny, na moje usta wdarł się zwycięski uśmiech. Do dzisiaj pamiętam jak zabawnie prezentowała się zdziwiona mina Nicolasa w chwili, gdy owinąłem  jego wstążkę wokół nadgarstka i pociągnąłem mocno w swoją stronę. Chłopak nie zdążył się zorientować co się dzieje, w rezultacie lądując prosto na mnie. I właśnie w tym momencie do mojej głowy wdarła się myśl tak szalona, że nadal przeszywa mnie przyjemny dreszcz na samo jej wspomnienie. A gdyby tak... 
- Nicki... potrafisz tańczyć?
- Cóż to za niedorzeczne pytanie, przecież zabawiam publiczność tańcem każdego wieczora od kilku już miesięcy.
- Ale ze mną jeszcze nie miałeś okazji zatańczyć, kochany. 
- Lestat, co ci znowu zaprząta ten nieodgadniony dla mnie umysł? 
Uśmiechnąłem się na widok jego reakcji. Wpatrywał się we mnie tak intensywnie, jakby samym spojrzeniem próbował wyciągnąć sens z moich słów. 
- Zapragnąłem pokazać ci rozrywki, jakimi od dawien dawna obdarzali swoje ciała starożytni Grecy i Rzymianie.  Mój chłopcze, czy chciałbyś zatańczyć ze mną na Diabelskim Gościńcu? Razem dotrzemy tam, gdzie nawet sam Szatan bał się dotrzeć. Odgadniemy wszystkie skrywane przez Niego tajemnice. 
- Lestat, dobrze wiesz, że nigdy nie rozumiałem słów, którymi mnie raczysz. Nie ważne jak magicznie będą brzmiały w twoich ustach, nie odgadnę treści, jaką ze sobą niosą. Ukochany mój, wyrażaj się jaśniej.
Mój ciepły śmiech wypełnił ściany naszego pokoju. Owszem, zwykłem czarować ludzi zaledwie mową, ale fakt, że Nicki nie zrozumiał tak jasnego przekazu doszczętnie mnie rozbawił. Zamiast trudzić się znalezieniem słów, które objaśnią chłopakowi mój plan, postanowiłem po prostu mu to pokazać. Dlatego też ująłem jego podbródek palcami i nie czekając na jakąkolwiek reakcję ze strony młodzieńca, połączyłem nasze usta w pocałunku. Pragnąłem, by z mojego czynu dało się odczytać pewność siebie, jednak do dzisiaj prześladuje mnie nikłe wrażenie, że na niewielki moment pozwoliłem niepewności zawładnąć moim ciałem. Prawdą było, iż sam do końca nie rozumiałem, co zamierzałem zrobić. Zdawałem sobie sprawę z tego, że ryzyko stracenia tak pięknego kwiatu, jakim był Nicolas, zdążyło zasiać ziarno strachu w moim sercu. Mimo tego nie zamierzałem się poddawać. Ja?! Lestat de Lioncourt? Pogromca Wilków? Lwie Serce? Ja się miałem... poddać? Chociaż targały mną przeróżne wątpliwości kwestii moralnych, jak i również te dotyczące naszych późniejszych relacji, nie chciałem się wycofywać. Nie po tym, jak przekonałem się o miękkości ust mojego przyjaciela. Nasz pocałunek nie trwał szczególnie długo, ale też nie był za krótki. Idealny, by rozpalić iskry w naszych sercach, jednocześnie uważając, by nie spaliły ich na szary popiół. Dlatego też po tej dokładnie wyważonej chwili, odsunąłem się od Nicolasa w celu dokładnego przyjrzenia się jego twarzy. Jak zwykle był piękny. Patrzył teraz na mnie z na wpół otwartymi ustami, zaróżowionymi policzkami i dużymi oczami, utkwionymi we mnie, jakby w geście zaskoczenia. Jego włosy były w lekkim nieładzie, co prawdopodobnie spowodowała nasza mała gonitwa po apartamencie. Mimo tego młodzieniec nadal pozostawał nieziemsko pięknym.
- A więc takiego tańca pragniesz, Lestat? Obawiam się, że ja jeszcze nie potrafię. Nie znam kroków tego tajemniczego układu, a strach przed rozczarowaniem twojej osoby potęguje we mnie wszystkie pozostałe uczucia.
Gdy wymawiał słowa, odniosłem wrażenie, że wypowiadał je z niebywałym bólem. To tylko uświadomiło mnie w fakcie, że niczego nie zepsułem tym pocałunkiem. Wręcz przeciwnie, rozbudziłem w skrzypku nowe nadzieje. Sprawiłem, że czuł się jak ptak, któremu uwolniono skrzydła, ale który nie potrafił jeszcze odlecieć. W jednej chwili zapragnąłem nauczyć to nieopierzone pisklę zdolności do lotu. Nie odpowiedziałem na jego słowa. Być może bałem się, że należący do mnie głos podąży za przejętym sercem i zdradzi wszystkie uczucia, które rozkwitały pod osłoną maski z pewności siebie. I chociaż zdusiłem w sobie słowa, moje ciało nadal było zdolne do ruchu. Uśmiechnąłem się ciepło do chłopaka, rozwiązując jednocześnie wstążkę od jego śnieżnobiałej koszuli. Biel. Nicolas jednako utożsamiał się z tym kolorem. Był równie czysty jak łza, która dopiero co przyozdobiła czyjś policzek. Czy dałbym radę oczernić to niewinne dziecko, unikając wyrzutów sumienia? Tego nie wiedziałem, jednak z chwilą, w której spojrzałem skrzypkowi w oczy, wszystkie wcześniejsze wątpliwości wydały mi się jedynie zwykłymi mrzonkami. Przecież to był absurd, czego ja się bałem?! Ja, który gościł w swoim łożu niejedną niewiastę i niejednego młodzieńca. Były czasy, kiedy jeszcze wstydziłem się swoich czynów, jednak mimo tego podobało mi się takie życie. Kierowany świeżo odzyskaną pewnością siebie, zdjąłem z Nicolasa koszulę, przez co chłopak pozostał w samej bieliźnie. Nieraz go takim widziałem, czasami nawet nasze stroje sceniczne nie składały się z niczego więcej, jednak w tej sytuacji taka świadomość rozbudzała we mnie nowe reakcje. Widok speszonego i nieco zagubionego młodzieńca rozpalał ogień w moim sercu. Czułem się niesamowicie, a przecież nie zrobiliśmy jeszcze niczego konkretnego. Nie gubiąc uśmiechu, przyłożyłem dłoń do klatki piersiowej skrzypka. Wyraźnie czułem jak szybko bije jego serce pod moimi palcami. I tym razem odgrywałem główną rolę w naszym przedstawieniu. To ja prowadziłem w dzisiejszym tańcu, kierując się swoim doświadczeniem. Może i byłem niebywałym egoistą, ale właśnie ta cecha stanowiła podstawę mojej osobowości. Jako najbardziej pogardzany syn w rodzinie, po jej opuszczeniu znalazłem przyjemność w patrzeniu na innych z góry. Dzisiejsza sytuacja pozwalała mi się wykazać, dlatego rozpierające uczucie satysfakcji wzrastało we mnie z chwilą, kiedy przykładałem usta do śnieżnobiałej szyi Nicolasa. Przymknąłem oczy, delikatnie wdychając jego zapach i zatrzymując go na moment w płucach, zupełnie jakby skrzypek był dla mnie niezbędnym do oddychania pierwiastkiem. Gdy nasyciłem się tą chwilą, złożyłem pocałunek na wrażliwej skórze. Najpierw jeden, potem następny i następny. Za każdym razem wkładałem w tę czynność coraz więcej pasji, dzięki czemu Nicki odchylił szyję, a spomiędzy jego lekko rozchylonych warg wydostało się ciche westchnięcie. W miarę jak młodzieniec posyłał mi coraz odważniejsze reakcje, rewanżowałem się jeszcze większym zaangażowaniem. Kiedy szykował się do kolejnego wibrującego westchnięcia, które było niewątpliwą muzyką dla moich uszu, przerwałem w chwili, gdy Nicolas nabierał powietrza w płuca. Spojrzał na mnie z niemym zaskoczeniem, które udało mi się odczytać z jego czekoladowych oczu. Był w tej chwili taki rozkoszny! Niczym zagubione dziecko, które nie potrafiło zapytać kogoś o drogę. Nie uraczyłem skrzypka nawet skrawkiem odpowiedzi, jednak zamiast tego popchnąłem go lekko w klatkę piersiową, przez co chłopak opadł swobodnie na poduszki. Gdy tylko chłód satynowej pościeli zetknął się z nagimi plecami Nickiego, zawisłem nad nim, niczym drapieżnik, który szarżuje na swoją ofiarę. Pragnąłem zedrzeć z niego całą tą nieskalaną niewinność i zachować ją wyłącznie dla siebie. W tym celu kontynuowałem wcześniej przerwaną pieszczotę, tym razem jednak posuwając się dalej. Moje gorące pocałunki obsypały obojczyk chłopaka, następnie jego klatkę piersiową oraz brzuch, zatrzymując się dopiero nad bielizną. Na widok przejętej miny młodzieńca, na moje usta wdarł się rozbrajający uśmiech.
- Boisz się, Nicki?
Zapytałem melodyjnie, na co skrzypek nie odpowiedział, ale za to pokręcił przecząco głową. Potraktowałem ten gest jako przyzwolenie na dalszą zabawę. A wiadomo, że nie ma tańca bez odpowiedniego rozgrzania wszystkich mięśni. Niechętnie oderwałem usta od jedwabistej skóry, zastępując je swoją dłonią. Tym razem badałem jego ciało jedynie opuszkami palców, mozolnie sunąc coraz wyżej i wyżej, aż trąciłem zaczepnie jednego z zaróżowionych sutków. Nicolas jęknął rozkosznie, odbierając moją pieszczotę. Z każdą chwilą niemalże czułem jak szybko płynie krew w moich żyłach. Musiałem co jakiś czas upominać się w myślach. Spokojnie... Tancerze, którzy reagują z pośpiechem nie są dobrymi tancerzami. Musiałem się opanować, jednak przy tym chłopaku nie było to łatwe zadanie. Był nieskazitelnie piękny, a i jego ciało współpracowało ze mną jak należy. Nicolas niesamowicie odbierał każdą z moich pieszczot, nawet wtedy, gdy przestały one przypominać pieszczoty. Szybko zrobiłem się zaborczy. Byłem dla Nicolasa niczym Enkil dla Akaszy. Zupełnie jak bogini Izyda, w chwili, gdy wydobywała ze swojego martwego kochanka Ozyrysa życiodajne nasienie. Chwyciłem skrzypka pod kolanem i jednym zdecydowanym ruchem rozłożyłem mu nogi. Rumieńce na jego twarzy miały niesamowity kolor. Uśmiechając się nieco lubieżnie, zsunąłem bieliznę z bioder młodzieńca, pochylając się nad jego przyrodzeniem. Wziąłem go do ust przy akompaniamencie gardłowego jęku. Jednak dyrygent naszego teatru miał rację - nawet "pierwsze skrzypce" przy odpowiednim dostosowaniu mogą występować jako idealny akompaniament. Nie zamierzałem jednak pozwolić młodzieńcowi osiągnąć spełnienia. W końcu nasz taniec na razie zawierał jedynie kroki podstawowe. Poruszałem leniwie głową, drażniąc męskość skrzypka zaledwie koniuszkiem języka. Z przyjemnością wyłapywałem z powietrza każdy jego jęk, każde nieśmiałe sapnięcie. Czułem jak rośnie w moich ustach, z każdą chwilą robiąc się coraz twardszy. Ah, mężczyźni są tacy prości do odgadnięcia! Nigdy nie musiałem się specjalnie zastanawiać co robić podczas współżycia z nimi, nie to co z płcią przeciwną! Nie minęło dużo czasu, aż uda Nicolasa zaczęły rozkosznie drżeć. Był to dla mnie sygnał, że już najwyższa pora posunąć się nieco dalej. Nie zaprzestając wcześniejszego zajęcia, zacząłem głaskać młodzieńca po pośladkach, by po chwili odnaleźć palcem jego wejście. Skrzypek fuknął uroczo, gdy poczuł jak na niego napieram. Niedoświadczona skóra opornie ustąpiła, a ja przyspieszyłem ruchy języka, by wynagrodzić przyjacielowi związany z tym dyskomfort. Nie byłem jednak na tyle cierpliwy, by czekać aż się przyzwyczai. Szybko dołożyłem drugi palec i zacząłem nimi poruszać, pragnąc jak najdokładniej rozciągnąć delikatne wnętrze. Z gardła Nicolasa od czasu do czasu wydostawały się jęki, przeplatane z niezadowolonym pomrukiwaniem. Jego twarz reagowała podobnie - na przemiał ukazywała usta, szeroko otwarte w przypływie ekstazy oraz oczy napełnione oburzeniem. Zachowanie skrzypka uświadomiło mi, że chyba sprawiałem mu większy dyskomfort niż przewidywałem. Mimo tego nienawidziłem czekać, nigdy nie byłem cierpliwy. I w tym przypadku ta wada nie pozwoliła mi na przeciąganie zabawy oraz oswojenie przyjaciela z sytuacją. Wyjąłem jego męskość z ust oraz zabrałem palce, na co skrzypek odetchnął z ulgą, chociaż w jego oczach dostrzegłem nieco tęskne spojrzenie. Było one jednak na tyle ulotne, że mogło mi się po prostu przywidzieć.
- Oh, Nicki.., nie zdziwię się, jeśli po tym, co zajdzie wśród tych ścian, nie będziesz chciał mnie już więcej znać. Jednakże zaklinam cię, nienawidź i pogardzaj moją osobą dopóki nie oczyścisz swojej duszy z grzechu, ale ja już nie jestem w stanie się zatrzymać.
Wraz z wypowiedzeniem tych słów, delikatnie uniosłem biodra młodzieńca, po czym znalazłem się w jego wnętrzu. Mój ruch był bardziej chaotyczny, niż zamierzałem, jednak i we mnie siedział mężczyzna, czym się usprawiedliwiałem już do końca naszego zbliżenia. Nicolas przyjął moją męskość wraz z głośnym okrzykiem, sygnalizującym ból. Nie tak to planowałem. Pragnąłem sprawić mu więcej przyjemności, niż bólu, jednak nie wziąłem pod uwagę własnych emocji. Zwyczajnie nie mogłem już dłużej wytrzymać, gdyż skrzypek wywoływał u mnie zbyt silne reakcje. Ostatkiem zdrowego rozsądku udało mi się odczekać parę chwil, dopóki ciało chłopaka nie zaakceptowało mojej obecności. Pochyliłem się nad nim, składając kilka spłoszonych pocałunków na białej skórze, po czym ponownie połączyłem nasze usta w pieszczocie przepełnionej pasją. 
- Lestat, sprawiasz mi ból...
Wyjęczał mój nieskalany kochanek. Miał nieco bladą twarz, ale pomimo tego, jego policzki nadal pozostawały zaróżowione.
- Wybacz mi, przyjacielu... Będziesz musiał odpokutować i za moją chwilę słabości.
Dopiero teraz zauważyłem jak bardzo zachrypnięty stał się mój głos. Przez to francuszczyzna, którą się posługiwałem, zaczęła dużo bardziej pasować do "języka zakochanych". Ah, kochałem tego młodzieńca całym swoim ciałem oraz duszą. Czyż nie ma lepszego sposobu, aby mu to pokazać? Położyłem obie dłonie na zgiętych kolanach skrzypka, jednocześnie rozsuwając jego nogi. Uśmiechając się delikatnie, pchnąłem biodrami, wywołując u niego drżący jęk. Wraz z moimi ruchami, na twarz Nicolasa powracały kolory. Chociaż był teraz cały czerwony, nie zaprzątałem sobie tym głowy, a intuicja podpowiadała mi, że nie leżało to również w intencji młodzieńca. Z początku poruszałem się powoli, jakby leniwie, czekając aż mój partner oswoi się z sytuacją. Jednak, jak już wcześniej wspomniałem, nie potrafiłem być cierpliwy. Po jakimś czasie moje ruchy stały się szybsze oraz przybrały na sile. Nicolas jęczał coraz donośniej, aż w pewnym momencie wygiął się w delikatny łuk, wypychając biodra w moją stronę. Czułem się cudownie, moje ciało drżało w ekstazie, a od samego widoku kochanka robiło mi się gorąco. Każdy zmysł, każdy milimetr ciała - wszystko we mnie płonęło, odbierając bodźce od partnera. Skrzypek ujął mnie za szyję, zupełnie jakby pragnął przyciągnąć mnie jeszcze bliżej. Więcej... bardziej... Chciałem sprawić, żeby krzyczał moje imię. Żeby w chwili przyjemności widział tylko moją twarz. Chciałem, żeby pozostał tylko mój już na zawsze. Apogeum rozkoszy było już blisko, niemalże na wyciągnięcie ręki. Nicolas doszedł przede mną, oznaczając mój brzuch lepką substancją. Był piękny również, kiedy szczytował. Ah, czułem, że z każdą chwilą, z każdym pchnięciem, coraz bardziej uzależniałem się od tego drobnego francuza. Nasz Diabelski Gościniec niemalże majaczył mi przed oczami. Nie potrzeba było wiele, zaledwie widok skrzypka, aby fala orgazmu przeszyła również moje ciało. Doszedłem z imieniem Nicolasa na ustach, wypełniając go swoją uzależniającą miłością. Zadyszany opadłem na młodzieńca, wplatając palce w jego kasztanowe włosy. Nasze oddechy ścigały się ze sobą, z czasem zwalniając, podczas gdy my leżeliśmy tak już do rana, upojeni sobą na wzajem. 
***
(uwaga, zakończenie zawiera spojler z drugiej części vampire chronicles~!)
"Ah, Nicki... naprawdę lubiłeś tańczyć" - to zdanie pojawiło się w mojej głowie z chwilą, w której zamykałem jedną z kronik rodzinnych. Jakim cudem z opisu naszego pierwszego przedstawienia moje myśli przybrały ten, a nie inny charakter? Tego nie wiedziałem, jednak czasami warto przypomnieć sobie takie rzeczy. Z niezwyciężoną nostalgią w sercu spojrzałem na własną dłoń, tak jakbym mógł zobaczyć kasztanowe kosmyki pomiędzy moimi palcami. Naprawdę pięknie wtedy wyglądały... Czemu to właśnie jemu Armand zgotował taki los? Pozbawienie rąk dla tak utalentowanego skrzypka było karą nawet gorszą, niż śmierć. Mój najdroższy Nicolasie, serce mi krwawi na myśl, że już nigdy dla mnie nie zagrasz.